Włosy

Włosy.
Od sierpnia moja obsesja, moje oczko w głowie i hobby.

Jestem posiadaczką średniej długości (43cm. - które, niestety, wyglądają na centymetrów ok.35) kręconych, naturalnie rudych włosów.
Przez długi czas o nie nie dbałam - myłam zwykłym szamponem, po czym wiązałam na mokro żeby rozluźnić skręt, czesałam szczotką na sucho, nie odżywiałam. Mroczne czasy.

W okolicach kwietnia 2011 postanowiłam spróbować wykorzystać co natura dała - rozpoczęłam pierwsze nieudolne próby wydobycia skrętu. Silikonowe odżywki, ostre szampony... wizualnie było znacznie lepiej, ale loki były niezdrowe, puszące się i zmatowiałe.
Od wakacji zaczęłam interesować się kosmetyką naturalną, co szybko przerodziło się w pasję - pichciłam pierwsze domowe maski, maseczki, peelingi... co tylko przyszło do głowy. I tak zaczęło się raczkowanie w temacie włosowym - pomysły na olejowanie, picie pokrzywy, maski, odżywianie, słowem: to co potrzebne, by czupryna wyglądała po ludzku.

Tyle historycznie. A co robię teraz?
Ciągle staram się próbować czegoś nowego - przede mną tyle kosmetyków do sprawdzenia! Aktualnie jestem zakochana w masce Alterry z granatem i aloesem, a także sprawdzonej już na przestrzeni mojej krótkiej włosomanii odżywce Isany - tak, tej słynnej różowej z babassu. Poza tym testowałam kilka odżywek Joanny, domowe wybryki, oleje (rycyna, kokos, winogronowy) i domowe mazidła lniane. Od miesiąca piję też pokrzywę, od ok.15 dni - drożdże.

To dopiero początek dłuuuugiej drogi. Ciągle walczę z puchem, niefajnym skrętem, naprawiam stare błędy i zapuszczam. W przyszłość patrzę pozytywnie - i mam plan za pół roku cieszyć się lśniącą, oszałamiającą kolekcją loczków!